Pewien cudzoziemiec zaczął swą podróż teatralną po Polsce od Krakowa. Zaprowadzono go, oczywiście, na "Dziady", "Lillę Wenedę", "Noc listopadową". Bardzo mu się podobało, ale nie mógł się nadziwić jednostronności tematycznej tego repertuaru. Kiedy przyjechał do Warszawy, gdzie zarezerwowano mu bilet na "Balladynę", nie dał się porwać nawet perspektywą pędzących nad głowami widzów motocykli i uciekł na Mrożka. Chciał zobaczyć coś polskiego i współczesnego. Nie sądzę aby się pod tym względem "Szczęśliwym wydarzeniem" nasycił, ale miał już dość romantyków. Zważmy przecież, że nie rozumiał - i nie mógł rozumieć - żywej aktualności, jaką ich dzieła dla nas pulsują. Jednakże ogólne wrażenie zagranicznego gościa było całkiem prawidłowe. Bania z romantyzmem i neoromantyzmem (Wyspiański) rozbiła się nad teatrami polskimi. Zanosi się na to, że sezon Trzydziestolecia w teatrze przyniesie największe osiągnięcia właśnie w
Źródło:
Materiał nadesłany
"Życie Warszawy" nr 87