"Kocham, więc jestem" w reż. Ewy Szawłowskiej w Teatrze Montownia w Warszawie. Pisze Paulina Sygnatowicz w Życiu Warszawy.
Trudno powiedzieć o relacjach damsko-męskich coś, co nie jest banałem. Potwierdza to porażka twórców spektaklu "Kocham, więc jestem". Na temat związków damsko-męskich napisano już tomy powieści, nakręcono setki filmów, wyśpiewano tysiące piosenek. Ewa Szawłowska [na zdjęciu] i Leszek Zduń, przygotowując muzyczny spektakl o miłości, nie odkryli więc Ameryki. Nie taki też był ich zamiar. W założeniu miał to być lekki spektakl i do śmiechu, i do łez. Wyszła za to - ani śmieszna, ani wzruszająca - teatralna papka. Piosenki Brela, Młynarskiego, Kofty czy Petersburskiego zestawione razem w godzinnym spektaklu ociekają kiczem. Tak jak i opowiedziana przez nie historia przeciętnego związku. W ciągu godziny dowiadujemy się, że przed ślubem bywa cudownie niczym w amerykańskich komediach romantycznych, a po ślubie zamieniamy się w telewizyjnych Kiepskich. Śpiewający całkiem nieźle aktorzy nie wybronili się ani interpretacją utworów (poza f