Frąckowiak, zmierzający jak co dzień do Ceglorza, rozsiadał się wygodnie w autobusie, gdy dobiegł go fragment rozmowy sąsiadki z czwartego piętra z korpulentną blondynką: - Piękną suknię miała Balladyna! - A ten kapelusz Goplany! - Przepraszam, że się wtrącam - odezwał się na to starszy pan. - Ale chyba mówicie panie o "Balladynie" w Teatrze Polskim? Czy zwróciłyście uwagę na muzykę? A ta scena uczty u Kirkora! Stół zjechał z sufitu... Frąckowiak, nie nastrojony ranną porą do dysput o sztuce, wstał i przeniósł się na sam przód autobusu. Chcąc nie chcąc znów podsłuchiwał, bo pasażerowie okazali się wygadani. -... a ta, co grała Goplanę, piękna kobieta... - westchnął bardzo dorosły pan, czyli emeryt. Jego towarzysz w rozmarzeniu pokiwał głową. Stojące opodal panienki w tym samym czasie z wypiekami na twarzach omawiały zalety ciała i ducha Kirkora. - Bilety do kontroli - odezwał się nagle kanar, ale na tym nie poprzestał. -
Tytuł oryginalny
Balladyna z MPK
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Poznańska nr 256