"Balladyna" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego w Teatrze Polskim w Poznaniu. Piszą Adam Domalewski i Paweł Wrona w Teatraliach.
"Balladyna" w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego nie radzi sobie ze współczesnością. Zamiast odkrywczego teatru - fantom utartych schematów o rodakach, posklejany z biotechnologicznych, muzycznych czy piłkarskich metafor. Nowe przedstawienie jest bliźniaczo podobne do spektakli Krystiana Lupy pod względem scenicznego ekshibicjonizmu i bezpośredniości przeradzającej się często w wulgarność. Brak mu jednak przejrzystości, zgrabności i skonkretyzowanego przesłania. Machina multimedialna przysłania aktorów, wręcz dawkuje na minuty ich obecność na scenie, nuży swoją monotonnością i wyuczonymi biotechnologicznymi wstawkami. Przez blaszaną fasadę, jakby mimowolnie przenikają, zabunkrowane przed odbiorcą laboratorium, fragmenty dobrego teatru. Są niczym przebłyski. Pierwszą część spektaklu dałoby się niemal równie dobrze obejrzeć w domu, jako prolog do właściwego dzieła. Mimo że to, co oglądamy na ekranie, dzieje się na żywo, mogłoby być