Nie było chyba "Balladyny" w Warszawie od czasów słynnego przedstawienia Adama {#os#835}Hanuszkiewicza{/#} w Teatrze Narodowym. Inscenizacja spółki Kilian & Kilian ({#os#1530}Jarosław{/#} - reżyser, {#os#1531}Adam{/#} - scenograf) w Teatrze Powszechnym zapewne nie jest tak szokująca, choć kto wie, czy nie równie oryginalna. A pomysł twórców tym razem był następujący: wystawić sztukę {#au#126}Słowackiego{/#} jako tragikomedię, ale w konwencji teatru jarmarcznego. Temu zamysłowi interpretacyjnemu podporządkowano w spektaklu niemal wszystko, i to z podziwu godną inwencją. Przede wszystkim scenografia najdobitniej określiła, by tak rzec, warunki gry. Już rama sceniczna z prymitywnymi malunkami i świecącymi się lampkami wskazała, z jakiego rodzaju przedsięwzięciem mamy do czynienia. Jarmarczny kicz wyłaził jednak na każdym kroku. Goplana wabiła rybim ogonem. Skierka i Chochlik ucharakteryzowani zostali na cyrkowych clownów. Kirkor polował na jelenie,
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 5