EN

1.03.1989 Wersja do druku

"BALLADYNA" Juliusza Słowackiego w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie

Z jednej strony ulga - nareszcie "Balladyna" bez "czaru przyrody", tiulów, gazy, zorzy, strumyków i świstaków. Słowem - bez tego, co jest wprawdzie w wierszu Słowackiego, ale co samo w sobie nie jest jeszcze przyczyną, żeby to żywcem przepakowywać na scenę, tworząc z "Balladyny" misterium szkolno-ciotczynej "poetyczności". Chyba owo tak zakorzenione w opinii publicznej nieporozumienie, że poezja to właśnie ptaszki i listki - zawdzięczamy w dużej mierze tradycyjnym przedstawieniom "Balladyny". No i przecież poezja słowa a poezja teatru to dwie różne sprawy.

Ta daleko posunięta oszczędność inscenizacyjna w wielu miejscach wyszła bardzo przedstawieniu na dobre. Pamiętamy te dawne uczty u Kirkora, tych statystów robiących gwar (każdy z nich wpadał na pomysł, żeby mówić "oooo" i "aaaa", co w sumie dawało jedno wielkie "OOOO" i "AAAA"), te przepychy zamkowe, te jakże drogie sercu publiczności prawdziwe pioruny i wichry. W Teatrze Ludowym scena uczty była skondensowana w nastroju, celowa, skupiona i doskonałym ustawieniem, i rozwiązaniem sytuacyjnym (grupa Balladyna - Kostryn). Pamiętamy tych Kirkorów, półporuczników kawalerii - półarchaniołów, tych Kostrynów: półtenorów operowych - półdemonów. Tego w tym przedstawieniu nie znajdziecie. Przedstawienie w Teatrze Ludowym jest prostsze, bardziej ludzkie (względnie realistyczna stylizacja), a jednocześnie dzięki umowności bardziej bajkowe, lżejsze, fantastyczniejsze. Jak zwykle w takich wypadkach, ważną rolę gra tu scenografia. Marian Stańczak przypomina

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

"BALLADYNA" Juliusza Słowackiego w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie

Źródło:

Materiał nadesłany

"Teatr" nr 3

Autor:

Sławomir Mrożek

Data:

01.03.1989

Realizacje repertuarowe