NIKT nie przypuszczał chyba, że wizyta Teatru im. Wilama Horzycy z Torunia na scenie Teatru Rzeczypospolitej przyniesie taką niespodziankę. Teatr co prawda szacowny, gospodarz Festiwalu Teatrów Polski Północnej, obchodzący niedługo swoje 65-lecie, ale i nie wybijający się ponad przeciętną. Goście przyjechali z "Balladyną" Juliusza Słowackiego w reżyserii swojego dyrektora, Krystyny Meissner, oraz z adaptacją powieści Witolda Gombrowicza "Ferdydurke", dokonaną przez Henrykę Królikowską, w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza, znanego nam skądinąd z wystawienia sztuki o Joannie D'Arc Georga Bernarda Shawa w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Zestawienie więc znamienne. Jedna pozycja z polskiego repertuaru klasycznego, druga należąca do kanonu polskiej literatury współczesnej, mająca wszelkie walory, aby stać się odkryciem dramaturgicznym. Wszystko tymczasem okazało się na odwrót. Odkryciem teatralnym stała się "Balladyna". "Ferdydurke" w toruńskim
Tytuł oryginalny
"Balladyna" i "Ferdydurke"
Źródło:
Materiał nadesłany
Kierunki nr 22