Zdaję sobie sprawę, że ktoś tak młody jak ja ma jeszcze nie do końca ukształtowane wyobrażenie o świecie, często sporo upiększa i idealizuje. Wierzę, ze każdy człowiek wyruszając na ziemię zaopatrywany zostaje, podobnie jak w płuca i nerki - w wewnętrzną lampkę dobra, zaś całe jego zło polega jedynie na głupocie i słabości. I wierzę jeszcze, że niezależnie od stopnia deprawacji, na każdego przyjdzie chwila, kiedy to przypomni sobie o owej lampce, kogoś pokocha, komuś pomoże... "Balladynę", którą znałam dotąd z lektury dramatu Słowackiego traktowałam na tym tle jak sztucznego potwora, twór chorej wyobraźni poety - pesymisty. Zresztą prócz niej prawie wszyscy bohaterowie ratowali reputacje człowieka - nie szkodzi nawet, że nic im w życiu nie wychodziło, najważniejsze, że mimo to byli dobrzy i szlachetni. Hanuszkiewicz rozwiewa ten mit bezlitośnie. Przez cały pierwszy akt oburzałam się na reżysera, tęskniłam za tradycyjnym prz
Tytuł oryginalny
"Balladyna" Hanuszkiewicza
Źródło:
Materiał nadesłany
Radar Nr 9