"Balladyna. Kwiaty ciebie nie obronią" wg Juliusza Słowackiego w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Pisze Paweł Soszyński w portalu dwutygodnik.com.
"Balladyna" Farugi, jak ta Słowackiego, jest dokładnie taka, "jakby ją gmin układał". A lud gminny się zmienił, zachłysnął się transformacją, je kaszankę z grilla w rytm disco polo. Z "Balladyną" zawsze był problem. Sam autor miał z nią problem, skoro od skończenia dramatu woził rękopis ze sobą przez cztery lata w podróżnym tłumoku. Woził ten rękopis po Grecji, Egipcie i Ziemi Świętej, jakby liczył na to, że "Balladyna" się gdzieś po drodze zapodzieje. Tak się jednak nie stało, dramat ukazał się w Paryżu w 1839 roku, a jej autor zebrał niezłe cięgi. Stanisław Ropelewski, ten sam, który z poetą będzie się jeszcze strzelał, póki co władował niezłą serię maszynową w jego dzieło, uznając je z grubsza za całkowitą grafomanię. A jeśli miał rację? Teatr zawsze próbował "Balladynę" jakoś wybronić. Jan Kosiński tak pisał o tym w 1955 roku: "powodzenie Balladyny na naszych scenach jest natury raczej wstydliwej. [...] Cały ten