"Balladyna" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Długo trwało, nim Narodowy zdecydował się na ponowne wystawienie "Balladyny" po głośnym przedstawieniu Adama Hanuszkiewicza, które ściągało do teatru tłumy. Przedstawieniu Artura Tyszkiewicza takich wyników nie wróżę, nie tylko dlatego, że czasy inne, mniej romantyczne. Reżyser dołożył sporo starań, aby ze scenografką i kompozytorem stworzyć ramy współczesnej opowieści w stylu pop (to koncesja na rzecz kultury masowej w duchu Hanuszkiewicza), nawiązał (świadomie lub nie) do pamiętnej "Balladyny" Janusza Wiśniewskiego (Skierka i Chochlik w wersji starczej, szafa Popiela, domek wdowy w stylu czarnej skrzynki Wiśniewskiego), a kilka pomysłów zrealizował z prawdziwym rozmachem. Dotyczy to zwłaszcza pomysłu na Gopło, którym jest tu wypełniony plastikowymi butelkami kanał orkiestrowy, i domostwa duszków, czyli kubły asenizacyjne - w ten sposób "Balladyna" wpisuje się w... debatę o efekcie cieplarnianym i ekologii. Na plus można by zapisać takż