Z tą służbą jest właściwie stały kłopot Niby lektura szkolna, a od krwi aż lepko. Niby skierki i chochliki, niby wśród bogów zabawa, ale i wszechogarniające zło wobec którego ugina się nie tylko natura ludzka.
Przegrywają nawet dobrzy bogowie, gdy zapragną wtrącić się do ziemskich spraw. W tę krainę, która miała być niczyja, od tej ziemi, nie nazwanej przez poetę, dudnią polskie echa uwikłania tamtego czasu historycznego, gdy powstawała "Balladyna". I jeszcze ta polska gonitwa za niedościgłym marzeniem, by spasować etykę z polityką. I jeszcze wyłażący, co w drugiej scenie Szekspir. I "Sen nocy letniej", i "Lear", i "Makbet". Przed dziesięciu z górą laty, w Narodowym, mieliśmy "Balladynę" ironizującą. Teraz, w Rozmaitościach, wnikamy w posępny dramat. Spektakl otwiera prolog, któremu służy fragment tekstu Pustelnika. Scena jest pogorzeliskiem i cmentarzem historii. We śnie? W letargu? - rozciągnięty Pustelnik. I oto rozgrywa się projekcja tej historii, marsz obcych hord depcących tę ziemię i jej ludzi. Wszystko staje się jasne. Wchodzimy oto w spektakl, który będzie zmaganiem losu ze złem, przypisanym historii i ludziom. Tego zła ostatecznym triu