Grzeczni uczniowie to skarb - pisze w cotygodniowym felietonie specjalnie dla e-teatru Paweł Sztarbowski
Kilka dni temu, podczas premiery "Portretu Doriana Graya" w reżyserii Michała Borczucha, byłem świadkiem publicznej nudy. Co to jest nuda - wiadomo. Cóż to jest nuda publiczna - powiedzieć już trudniej. Odpuszczę sobie obowiązek ścisłej definicji uwzględniającej po Arystotelesowsku genus proximus i differentia specifica. Nadmienię tylko, że nuda publiczna często ma miejsce w teatrze. Zaryzykowałbym wręcz tezę, iż teatr jest do pokazów nudy publicznej miejscem predestynowanym, bo jest ona w swej istocie niezrównanym performansem. Po tym moim zapętleniu ktoś gotów by pomyśleć, że po prostu znudził mnie spektakl. Otóż bynajmniej! Spektakl może i niepozbawiony wad, ale świeży, znakomicie zagrany - zapewne stanie się kultowy. Pokazy nudy nastąpiły na widowni. Wszak to ich miejsce naturalne. Tuż przede mną dostojnie zasiadła wybitna polska scenografka, a obok niej uczeń, co się po Rejowsku pacholęciem zowie. I właściwie jeszcze dobrze nie zasied