Nie mogę zrozumieć - pisał kiedyś współautor "Ballady o tamtych dniach", Jerzy Jurandot - dlaczego o Lublinie z tamtych dni nie napisano mnóstwa książek, sztuk i scenariuszy filmowych. Przecież w tym niezbyt podłym, ale i niezbyt efektownym mieście działo się wtedy coś bez precedensu, coś jednorazowego i niepowtarzalnego: tworzyło się nowoczesne państwo, ale na razie w pigułce, wykluwały się władze i instytucje, ale na razie na wyrost, formował się nowy model społeczny, ale na razie w miniaturze, na skalę laboratoryjną. Stąd też, jak nigdzie, sąsiadowały tu ze sobą patos i powszedniość, wielkość ocierała się o śmieszność". I jeszcze głos współautorki "Ballady", Stefanii Grodzieńskiej, opisującej pierwsze lubelskie studio radiowe: "W pokoiku z dumą przez nas zwanym studiem wisi na ścianach kilka podniszczonych wojskowych kocy dla tłumienia dźwięku. W kącie odrapany fortepian. Na honorowym miejscu, pod oknem, zwykły drewniany mi
Tytuł oryginalny
"Ballada o tamtych dniach"
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Wybrzeża nr 125