Była sobie raz wieś dalmatyńska a w niej spółdzielnia produkcyjna i miejscowa organizacja Frontu Narodowego. Lata były pięćdziesiąte, stosunki wczesno-socjalistycane, wieś nazywała się Głucha Dolna (a naprawdę Mrduśa Donja). We wsi był aktyw, na czele aktywu stał jego przewodniczący, osoba zasłużona, z gruba acz pryncypialnie ciosana i mocno despotyczna. Zwana go Matę Bukanca. Albo poufale: Bukara. Bano się go tyle, ile trzeba, tyle, ile trzeba okazywano mu szacunku i posłuchu. W tej to wsi, dnia pewnego, postanowiono wystawić siłami członków spółdzielni produkcyjnej i rzecz jasna aktywu przede wszystkim - "Hamleta" Szekspira jako czyn podjęty w ramach akcji upowszechniania kultury i podnoszenia jej poziomu w społeczeństwie. "Hamleta" widział kiedyś ktoś raz jeden w mieście, w teatrze. Skoro widział - opowiedział gromadzie. Spodobało się, no i zdecydowano: zagramy. Potem byty próby, które ujawniły, że chodzi o króla, królową, królewicza,
Tytuł oryginalny
Ballada o Szekspirze, co trafił pod strzechy
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura nr 28