JEST to, jeśli nie liczyć wersji telewizyjnej, dziewiąty "Makbet" na naszych scenach po roku 1945. Osiem pierwszych wersji grano w czterech różnych przekładach nowe spolszczenie Jerzego S. Sito wchodzi zatem jako przekład piąty. I jest to przy tym pierwszy chyba Makbet maleńki otoczony lasem mężczyzn znacznie słuszniejszego wzrostu. Przy Wojciechu Pszoniaku łagodny król Duncan Adama Hanuszkiewicza wydaje się gigantem - i tylko pytanie pozostaje, czy jest to ten gigant z baśni którego musi obalić trawiona "ambicją" ludzkość. Jedno jest w każdym razie pewne: decyzja obsadowa reżysera skierowuje myśl widza na niejasne bezdroża rozważań psychoanalitycznych, bo oto ten maleńki, niesłychanie ambitny człowieczek, sieje nagle spustoszenie wśród lasu ludzkiego - bez widocznej przyczyny zewnętrznej, bo nawet nie podniecany do zbrodni przez żonę, która tylko to mówi, co wyczyta z jego myśli, co ten jej z własnych oczu wyczytać pozwoli.
Tytuł oryginalny
Ballada o Makbecie
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu nr 1