- Dobra komedia to przede wszystkim dobry tekst, który daje nam dramaturgiczny powód do śmiechu i opowiada historię, w której możemy uczestniczyć bo ją rozumiemy. Postacie w "Kogucie..." to sympatyczni ludzie, którzy po prostu ratują się jak potrafią, a okazuje się, że nie bardzo potrafią i w tym tkwi właśnie komizm tego przedstawienia. Od zawsze śmiejemy się z ludzkich nieszczęść - mówi Marek Gierszał, reżyser "Koguta w rosole" w Teatrze im. Węgierki w Białymstoku.
"Kogut w rosole" jest wystawiany w Pańskim tłumaczeniu. Jak trafił Pan na ten tekst? - Na świecie występuje kilka wersji adaptujących "Goło i wesoło". Niemal na całym globie ogromne tryumfy święcił powstały w 1997 roku brytyjski film. Arkadiusz Jakubik przygotował w Warszawie adaptację Anthony'ego McCartena i Stephena Sinclaira. Dla wszystkich realizacji punktem wyjścia jest ten sam pomysł fabularny - bezrobotni robotnicy postanawiają wyjść z biedy organizując pokaz striptizu. Samuel Jokic - reżyser i dramatopisarz, który jest autorem przygotowywanej przez nas adaptacji jest również od wielu lat moim przyjacielem. Moim zdaniem, ta wersja z dramaturgicznego punktu widzenia jest najlepsza (przed podjęciem tego tematu zapoznałem się ze wszystkimi dostępnymi). W Berlinie spektakl na podstawie tego właśnie tekstu odniósł ogromny sukces - był grany ponad pięćset razy. Sama premiera jakoś mi umknęła. Gdy "Kogut w rosole" już prawie schodził z afisza,