Gatunek teatralny określić tu najłatwiej: ballada o Balladynie. Nie bajka ariostyczna, nie czarna romantyczna drama, ale właśnie stara ballada "ułożona tak, jakby ją gmin układał". Forma, styl i linia reżyserskiego postępowania: zwięzłość, surowość, asceza. Nagi podest z desek wychodzący w widownię (scenografia Aleksandry Semenowicz), dechy i kłody, które pełnić będą rozmaite funkcje, wreszcie - ściany do sufitu obite kirem. Ni śladu feerii, baletu, secesyjnej operetki, dekoracyjnie stylizowanego widowiska rozpoetyzowanej sielanki z XIX-wiecznych przedstawień "Snu nocy letniej". Ludowa opowieść, którą pisze i przedstawia gmin. Gromada ludzi ubranych zwyczajnie, dźwigających w walizkach (notabene nadużycie tego rekwizytu nie bardzo się sprawdza) kostiumy, rozpoczynająca spektakl litewską balladą. Chodźki o dwóch siostrach. Jakby obraz wiejskiego zespołu przedstawiającego "Balladynę". Teatr w teatrze. A chwilami coś więcej. Jakby psychodrama
Tytuł oryginalny
Ballada o Balladynie
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Pomorska nr 18