Premierowa "Absolutna przejrzystość" o życiu Edyty Stein okazała się absolutnie nieprzejrzysta.
Aż mnie korci, żeby najnowszą premierę baletową Opery Dolnośląskiej opisać żartobliwie. Wiem jednak, że zostałbym zjedzony natychmiast, mimo iż jestem za zbyt krwisty i niestrawny. Jeśli ktoś nie zna tragicznego życiorysu bohaterki tego przedsięwzięcia artystycznego, Edyty Stein, świętej i na dodatek patronki Europy, to nigdy się nie domyśli, o co chodzi w tych pląsach po scenie. Napisałem "pląsach", bo tak to wygląda, tancerzom bardzo trudno było skoordynować choć jeden wspólny układ, by skończył się równo. Bez przypisów zawartych w programie nie sposób ze zrozumieniem oglądać tej choreograficznej wizji życia świętej. Przypisy są aż za szczegółowe, bo dowiadujemy się, że w scenie drugiej pojawia się przyjaciel Edyty z Wrocławia. Po czym poznać, że z Wrocławia? Po co ten wizualnie i artystycznie nic nie znaczący szczegół? Gdyby nie swastyki, w życiu byśmy się nie domyślili, że wtargnęli na scenę hitlerowcy siepacze, gdy