"Manon Lescaut" w reż. Mariusza Trelińskiego oraz "Echa czasu" w choreogr. Ashley'a Page'a, Krzysztofa Pastora i Williama Forsythe'a w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Dwie najnowsze premiery w Teatrze Wielkim: opera Giacomo Pucciniego "Manon Lescaut" [na zdjęciu] i balet "Echa czasu", są wyraźnym potwierdzeniem wcześniejszych obserwacji, że - poza nielicznymi wyjątkami - spektakle baletowe osiągają tu znakomity poziom artystyczny, co dowodzi, że zespół wspaniale się rozwija i podnosi swoje kwalifikacje. Natomiast przedstawienia operowe niepokojąco zaniżają poziom artystyczny. "Manon Lescaut" jest chyba najbardziej nieudaną operą wyreżyserowaną przez Mariusza Trelińskiego. Pierwsze pytanie, które nasuwa się przy "Manon Lescaut", jest pytaniem o powód, dla którego Treliński przenosi dzieło Pucciniego we współczesność. W oryginale jest to opowieść o miłości kawalera de Grieux i Manon Lescaut, akcja osadzona jest w XVIII wieku i toczy się najpierw we Francji, potem w Ameryce, a kończy się na pustyni, gdzie tytułowa bohaterka umiera. W obecnej inscenizacji zaś bohaterowie spotykają się w podziemiach metra i tam