ANDRZEJ ŻAK, aktor gdańskiego Teatru Miniatura, chce jeść w zgodzie z naturą, a nie to, co serwują sklepy. Dlatego na święta sam sobie wędzi mięsne przysmaki. - To podtrzymywanie tradycji rodzinnej - opowiada.
Pachnący jałowcem aromatyczny dym snuje się w orłowskim ogrodzie Andrzeja Żaka. Za chwilę w domowej wędzarni rozpocznie się wędzenie baleronu. Na święta przyjadą z Warszawy dzieci - syn i córka, więc pan Andrzej przygotowuje smakołyki. Trochę się spieszy, bo o dziesiątej musi być w Gdańsku na próbie sztuki "Fahrenheit", gdzie gra tytułową postać. - Jako Daniel Fahrenheit skutecznie umieram przez pierwszy akt - żartuje aktor. Ale nie o jego bohaterze będziemy rozmawiać, a o hobby: wędzeniu wędlin na domowe potrzeby. - To podtrzymywanie tradycji rodzinnej - opowiada. - Dwóch braci mojej babci było masarzami, ze strony dziadka męża babci stryj. Jego brat też był masarzem. W takiej rodzinie się wychowałem. W tej chwili tradycje rodzinne tego zawodu kontynuuje mój brat cioteczny, który robi pyszne wędliny, kiełbasy, kaszanki, pasztetowe, szynki itp. Andrzej Żak wędzi na swoje potrzeby, żeby - jak mówi, "jeść w zgodzie z naturą, a nie to,