XI Międzynarodowy Festiwal Teatralny Maski w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Głosie Wielkopolskim.
Międzynarodowy Festiwal Teatralny Maski miał swoją wewnętrzną dramaturgię: od zawiązania akcji, poprzez perypetie aż po kodę - piękną, a zarazem pustą. Zaczęło się od "Śmierci Człowieka-Wiewiórki" [na zdjęciu], współczesnego dramatu polskiego inspirowanego historią Ulrike Meinhof i jej przyjaciół z terrorystycznej Francji Czerwonej Armii. Następnego dnia zobaczyliśmy autorski spektakl Pawła Kamzy, który odwołał się do stanu wojennego w Polsce, a właściwie do historii młodego ucznia i robotnika zarazem z Nowej Huty, którego zabili esbecy podczas manifestacji w 1982 roku, a jego życie uległo swego rodzaju lokalnej mitologizacji. Teatr Za Lustrem natomiast sięgnął do historii tragicznej postaci szwedzkiej aktorki Zarah Leander, która oddała się całkowicie hitlerowskim Niemcom. Niestety, te "biograficzne", mocno zaangażowane politycznie przedstawienia mnie nie olśniły. "Śmierć Człowieka-Wiewiórki" w reżyserii Marcina Libera i "Kochał