Po ubiegłorocznym festiwalu Kontakt w Toruniu napisałem, że nie ma w Polsce zespołu dramatycznego, który mógłby wystawić "Bal" z równym powodzeniem, jak uczynił to Słowacki Teatr Narodowy w inscenizacji Martina Huby. Blamaż "Balu pod Orłem" Zbigniewa {#os#5967} Brzozy{/#} potwierdził moje przewidywania. Opowieść o przemianach historyczno-obyczajowrch we Francji dwudziestego wieku - pokazana bez użycia słów w filmie "Bal" Ettore Scoli - była lekka i niczym szampan zawracała w głowie. W luksusowym wnętrzu wykonawcy przeprowadzali nas przez kolejne mody: muzyczne, taneczne, estetyczne. W momencie najwyższej euforii następowało gwałtowne cięcie - wywołane np. wojną czy rewoltą studencką 1968 r. - a po nim dochodził do głosu zupełnie inny układ, nie tylko taneczny. Według tych samych prawideł toczył się słowacki "Bal". Po podniesieniu kurtyny widzom zapierało dech w piersiach na widok sali odwzorowanej z bratysławskieg
Tytuł oryginalny
Bal w spelunce
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita nr 246