Premierowa publiczność, - zwłaszcza w dniu prasówki inaugurującej działalność nowej dyrekcji w teatrze - podobna jest do stada sępów: magistrat w komplecie, konkurenci z zaprzyjaźnionych teatrów z żonami, krytycy obkuci w literaturze przedmiotu, recenzenci z zaostrzonymi długopisami... Wyjdzie mu czy nie wyjdzie?-W tym konkretnym przypadku Janowi Prohyrze w Teatrze im. Słowackiego. Przyznam się po cichu, że sama lubię tę hazardową atmosferę w teatrze i daję się unosić fali sępich nastrojów, choć wiem, że są niebezpieczne. W taki wieczór publiczność chciałaby albo padać na kolana, albo gilotynować. Nie uznaje stanów pośrednich. No więc jak wtedy było? Kiedy kurtyna Siemiradzkiego poszła w górę, wszystkim zaparło dech: znaleźliśmy się w gigantycznej rekwizytorni domu mód Pod powałą wisiały dziesiątki, setki marynarek, fraków, wieczorowych sukien, a po scenie poruszały się wyelegantowane manekiny o bezbarwnych, woskowych twarzach. Wie
Źródło:
Materiał nadesłany
Echo Krakowa, Nr 238