"Marat-Sade" w reż. Lecha Raczaka w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy. Pisze Jolanta Kowalska w Teatrze.
Lech Raczak sięgnął po "Męczeństwo i śmierć Jeana Paula Marata..." z pełną świadomością, że tekst Petera Weissa nie przekłada się już w prosty sposób na polską teraźniejszość. Owszem, pytanie: "co się stało z naszą rewolucją", wciąż brzmi gorzko, zdarza się jeszcze rozdzieranie szat nad zdradą ideałów i upadkiem zasad, niemniej stało się jasne, że demokracja w praktyce ma dużo mniej seksapilu niż na sztandarach. Wolność straciła powab retorycznych uniesień, a Marat i de Sade nie są już wzorcami bohaterów (czas trybunów ludowych i czas wielkich indywidualistów póki co minęły). Raczak zaryzykował więc naprawdę sporo, biorąc na warsztat dzieło Weissa. Zrobił to, by przyjrzeć się tej opowieści z perspektywy cmentarzyska wielkich utopii (jakim był wiek dwudziesty) i sprawdzić, ile ta lekcja daje nam dziś. Na pierwszy rzut oka widać, że przedstawienie nie będzie zbiorem wypowiedzi na aktualne tematy. To naprawdę przyzwoicie