- Cenzura przepuszczała czasami historie z tego, co się dzieje po drugiej stronie żelaznej kurtyny, na zasadzie krytycznej, żeby pokazać nam w socjalistycznym PRL-u zwyrodnienie Zachodu. A myśmy na to patrzyli ze ślinką w ustach - opowiada Marcin Kęszycki, aktor Teatru Ósmego Dnia, jeden z koordynatorów "Warsztatów z rewolucji", które rozpoczęły się w piątek w Poznaniu.
Z Ósemkami jesteś związany od 1973 roku, czyli od 45 lat robisz w kontrkulturze? - Byłem tuż po maturze, wracałem z wakacji w Bieszczadach, miałem przystanek we Wrocławiu, wyszedłem na miasto i tam przeżyłem zasadniczą przygodę swojego życia. W tym czasie odbywał się festiwal Teatru Otwartego, spacerując, trafiam na tłumek ludzi stojących przed teatrem, który bynajmniej nie wygląda jak budynek teatru - pierwsze zdziwienie. Wdrapywałem się przez tłum po schodach za jakimś facetem, przed którym wszyscy się rozstępowali, i tak na krzywy ryj trafiłem do Teatru Ósmego Dnia, na spektakl Jednym tchem. Ten facet, za którym ja się wdrapywałem, o czym później się dowiedziałem - nazywał się Jerzy Grotowski. I to było pierwsze spotkanie z czymś zupełnie innym od mojego dotychczasowego życia. Chodziłem ze szkołą do teatru, widziałem tam i pudry, i szminki, a tu zobaczyłem twarz spoconego człowieka, obok siebie. Pot z niego kapał i wtedy zrozumia�