Od lat zastanawiam się, jak wytłumaczyć organizatorom rozmaitych konkursów, że mają one sens tylko wtedy, jeśli stawiane zagadnienia ani nie są naiwnie zbyt łatwe (kto napisał "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza), ani zbyt trudne (kto skomponował muzykę do dramatu Wyspiańskiego "Warszawianka"). Szczególnie jest mi bliska problematyka konkursów wokalnych - pisze Sławomir Pietras w Tygodniku Angora.
Zagadnienie łatwości i trudności stawianych tam zadań odgrywa również ważną rolę, ale nie o tym chcę mówić. W polskiej wokalistyce tak się składa, że imprez konkursowych mnoży się ostatnio zbyt wiele, co ma swą dobrą, ale i mniej pozytywną stronę. Dobrą, ponieważ nadmierny wysyp bezplanowo i bezrozumnie kształconych śpiewaków daje im jedyną szansę prezentacji i zaistnienia, choćby na groteskowych imprezach pod szyldem patronów nieboszczyków, o których świat często w ogóle nie wiedział, a myśmy słusznie i szybko zapomnieli. Dla z trudem kształconej młodzieży wokalnej pracy nie ma i nie będzie. Świadczą o tym tryumfalne zapewnienia szefów teatrów muzycznych, że należy zlikwidować etaty solistów. W Operze Narodowej już je zlikwidowano, czym szczyci się w mediach dyr. Dąbrowski, w dodatku nazywając to otwarciem się (sic!) na młode talenty. Mniej pozytywną stroną tych imprez konkursowych jest pragnienie i dążenie długowiecznych,