"Wesele" przejmująco pokazuje, jak poszczególne postaci kompensują sobie własną słabość i niemoc pragnieniem mocy. Nakładanie masek i wymyślanie sobie odległych wzorców osobowych czy moralnych, działanie czysto intencjonalne określa świat wszystkich bohaterów. Bo przecież zanim powstanie gromada, ów tragiczny chór, każdy musi szarpać się z własnym dramatem - pisze w dwutygodniku.com Paweł Sztarbowski, dramaturg bydgoskiego "Wesela".
Tragedia komunikacji "Słowa, słowa, słowa, słowa" - pada kilkakrotnie w tekście "Wesela". I mimo że postaci przyłapują się na tym pustosłowiu, mają jego świadomość, jednocześnie nie potrafią się mu oprzeć. Przepływają potoki słów, toczą się potyczki na riposty, ale nic trwałego z tej wymiany nie powstaje. Ot, "sztuka dla sztuki", "zawrót głowy", bawienie galanterią. Język tych pozornych dialogów staje się jedynie materiałem do zbudowania własnego poczucia wyższości, daje każdemu z bohaterów możliwość rozłożenia pawiego ogona swojego ego. Z tej gadaniny i słownych potyczek wyłaniają się i nabrzmiewają sieci wzajemnych konfliktów i to nie tylko na linii "chłopy, pany, pany, chłopy", bo podobna oś sporu dotyczy przecież w dramacie także kobiet i mężczyzn, Polaków i Żydów, młodych i starych, tych, którzy pamiętają krwawe dzieje, widzieli "krew, rzezańce" i tych, którzy znają je tylko z opowiadań i woleliby ich do własnej