EN

13.04.2024, 09:53 Wersja do druku

Back to black

„Ciemności kryją ziemię” na podstawie powieści Jerzego Andrzejewskiego w reż. Tomasza Fryzła w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Maciej Stroiński.

fot. Dawid Stube

Jako mieszkaniec YouTube’a, wykazuję słabość do przedrostka „pato”. Idąc do teatru na Ciemności kryją ziemię na bazie Andrzejewskiego, liczyłem na patostreama z historii Kościoła – nic poniżej Klątwy. Chciałem potwierdzenia niekontrowersyjnej tezy, że Kościół powszechny to jest zło wcielone. Miałem nadzieję zobaczyć, jak mnisi robią pod siebie. Ucieszył mnie zatem napis na otwarcie: „Tu będą się działy straszne rzeczy”.

Taki fajny trailer, a potem tylko gadają. Motto to cytat z powieści. Andrzejewski trochę lubił świat, który opisał; cenił go zwłaszcza przed wojną, por. Ład serca. Jego tekst o inkwizycji nie jest, o dziwo, atakiem na Kościół, ma bowiem innego wroga do zjedzenia na surowo. Ciemności kryją ziemię nie są antyklerykalne, tylko antyfiftisowe.

GREG dla tych, co nie czytali: młody zakonnik uważa, że stary źle czyni, potem stary też tak myśli, dochodząc do wniosku, że „byliśmy głupi”, lecz tymczasem młody sam staje się stary. Czyli jak to w życiu: zachodzi 69.

Miast walić jak w bęben, twórcy przedstawienia podążają za pisarzem: komplikują sprawę. Tworzą dzieło à la Bergman lub à la Bernanos, czyli rzecz o wątpliwościach, dramacie sumienia i innych podobnie niemęskich rozterkach. Ich poprzedni spektakl – Goście wieczerzy Pańskiej w Nowym Teatrze w Warszawie – opowiadał o tym samym i także był z nurtu sakro.

Dominantą przedstawienia jest kolor czarny matowy, o ile czarny to kolor, a nie brak koloru. Ciemności kryją scenę. Scenografia typu wielopoziomowy loch niczym w grach strzelankach, w tle czarny kwadrat na czarnej ścianie przypominający ekran, ale bez projekcji. Czerń i święta Inkwizycja mają wiele punktów stycznych: chociażby czarną legendę, czarne peleryny braci kaznodziejów (zwanych też Black Friars), kolor spalenizny. Czerń chyba faktycznie jest jedną wielką niebarwą: pojawia się wtedy, kiedy nie ma już niczego.

O tym przedstawieniu świadczy również to, czego w nim nie uświadczymy: nie ma chorełki, wideła, ironiozy, bieżączki, grańska, „darcia ryjca i tarzania się po ziemi”. Brak zatem esencji polskiego teatru wysokoartystycznego. Twórcy próbują rozwiązań bezglutenowo-bezlaktozowych.

Zwykle przedstawienia stosują jeden z dwóch klasycznych sposobików (albo oba naraz): śmiech/łzy. Cisną na rozrywkę albo na wzruszenie. Słodzą albo solą. I oto clue sprawy: Ciemności kryją ziemię w reżyserii Fryzła nie są ani śmieszne, ani wzruszające – ani słone, ani słodkie. Czy to znaczy, że są żadne? Być może dla kogoś, kto nie zna smaku umami. 

Nie pierwszy to spektakl tego reżysera, który zaliczyłem, i dostrzegam pewną ciągłość. Jego przedstawienia, zamiast pokazywać, sugerują. Ty, szanowny widzu, masz zadziałać wyobraźnią. Kwestie dialogowe, napisy na ścianie i muzyka w tełku przynoszą dane wyjściowe i jest jak na relaksacji: zamykasz oczy, widzisz las i skręcasz w lewo.

Spektakl z Teatru Wyżebrze jest teatrem słowa, bardzo literackim. Postaci „mówią myślami”. Chciałoby się jednak, by w tym słuchowisku choć na chwilę się zamknęli, to znaczy zrobili pauzę. Można się zainspirować Terrence’em Malickiem: problemy duchowe, dużo gadania zza kadru, ale równie dużo ciszy.

Źródło:

Materiał nadesłany