- Pani Barbara Wachowicz nazwała nas "stadem bachorów" i niemal wyprosiła z widowni - tak spektakl "Wigilie polskie" w poznańskim Teatrze Wielkim wspominają uczniowie i nauczyciele gnieźnieńskiej podstawówki. - Bachor w słowniku języka polskiego jest rubasznym określeniem dziecka - wyjaśnia Sławomir Pietras. - "Wigilie Polskie" są spektaklem opartym na żywym słowie i narracji. Rządzą się swoimi prawami - dodaje dyrektor. O sprawie piszą Karol Pomeranek i Katarzyna Sklepik w Głosie Wielkopolskim.
Z ponad pięćdziesięcioosobową grupą uczniów klas czwartych i piątych, ich rodzicami i dziadkami, na środowy spektakl do Teatru Wielkiego wybrały się także nauczycielki: Barbara Kwaśnik, Iwona Walkowiak i Ewa Humeniuk. - Dzieci wiedziały, że jedziemy na trudną sztukę. Przygotowałyśmy je do właściwego jej zrozumienia - zapewniają nauczycielki. - To miała być dla nich nie tylko lekcja patriotyzmu, ale także kultury języka, z której słynie pani Wachowicz. Przeżyliśmy szok Poznański spektakl okazał się jednak lekcją, jak podkreślają nasze rozmówczynie - co najwyżej upadku kultury języka. Zasiadająca w pierwszych dwóch rzędach grupa przeżyła szok już na samym początku. - Pierwsze słowa pani Wachowicz skierowane w naszą stronę brzmiały: "Co za stado bachorów widzę w pierwszym rzędzie!" Ostrym tonem dodała, że nie godzi się na udział szkół podstawowych w jej spektaklu - cytują artystkę nauczycielki. -Wtedy nas zamurowało. Żądaj�