"Sześć i pół kobiety" w reż. Piotra Cieślaka w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Hanna Karolak w Gościu Niedzielnym.
Będzie o miłości, niespełnionych tęsknotach i zawodach. Z mężczyzną w tle. "Sześć i pół kobiety' to muzyczne zwierzenia przyjaźniących się ze sobą pań. Spektakl jest złożony z piosenek Lyndy Lemay, mało w Polsce znanej kanadyjskiej kompozytorki, której piosenki adresowane są przede wszystkim do kobiet, bo też o kobietach pisze. A jak o kobietach, to o miłości, o niespełnionych tęsknotach, o zawodach. Reżyser spektaklu Piotr Cieślak złożył z tych piosenek scenariusz na kształt zwierzeń przyjaźniących się ze sobą kobiet. I jak to "babskie" zwierzenia, pełne są nostalgii, humoru, goryczy. Gdzieś w tle jest zawsze mężczyzna, który nie spełnił oczekiwań, dzieci z którymi coraz trudniej nawiązać kontakt, poczucie winy, z którego nic nie wynika. Czujemy się tak, jakbyśmy wpadli na kawę zamiast do psychoanalityka. Bo to i taniej, i skuteczniej. Możemy się wygadać, zwierzyć z tego, co boli, w przyjaznym gronie kobiet, które przeżywa