Miasto staje się w lipcu największą sceną świata. O takim stężeniu teatru na jeden centymetr kwadratowy nie śniło się, jak pisał Szekspir, nawet filozofom. Turyści kupują ponad milion biletów na spektakle. Zostawiają w Prowansji około 2 mld euro - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.
Aby zanurzyć się w świecie iluzji, nie trzeba przekraczać progu żadnej sali. Króluje na ulicach, placach, dziedzińcach. Już u wyjścia z dworca kolejowego bombardują festiwalowych gości tysiące barwnych plakatów i ulotek. Przyczepionych, przyklejonych gdzie się da: do lampy, do witryny, do parkanu i do średniowiecznych murów. Idąc ulicą Republiki w stronę Pałacu Papieży, przeciskając się pomiędzy platanami przez ciasno zbity tłum - trzeba zapomnieć o ciszy i spokoju. Głośniej jest tylko na sambodromie w Rio de Janeiro. Przed ratuszem na placu Zegarowym, gdzie przez całą noc wiruje kolorowa karuzela w stylu retro, suną korowody dam i kawalerów w perukach, pląsają półnagie tancerki z ogromnymi pióropuszami. Nagle wszyscy się rozstępują - środkiem mknie kawalkada biało-niebieskich szaletów z czerwonym serduszkiem: tak w Awinionie zwabia się widzów na sztuki Marivaux. W kawiarni obok występuje paryska śpiewaczka czasu okupacji. Pomiędzy