Aż z Meksyku pochodzi reżyser, któremu zawdzięczamy wczorajszą premierę "Lizystraty" Arystofanesa. Być może jego recepta na inscenizację antycznej komedii przypadnie wielu widzom do gustu. Raul Zermeno starał się bowiem, aby rzecz wypadła śmiesznie. Założenie to słuszne, bo w końcu na komedię idzie się po to, aby się pośmiać. O zabawność zadbał jednak przede wszystkim sam Arystofanes. "Lizystrata" jest w końcu komedią nader swawolną, w której dialogi, dosadne i dosłowne, toczą się wokół spraw męsko-damskich. A wiadomo, ten temat budzi zawsze najwięcej uciechy. W tej materii jak widać nic się od czasów starożytnych nie zmieniło. Co zrobił w tej sytuacji reżyser? Okrasił sztukę pomysłami wychodząc z kolejnego założenia, że w komedii wszystko się zmieści. Może i racja. Pomysły te, mniej lub bardziej zabawne, są w końcu do przyjęcia, a więc i lina, i hulajnoga, i huśtawki, na których usadzone są chór
Tytuł oryginalny
Arystofanes po meksykańsku
Źródło:
Materiał nadesłany
Wieczór Wrocławia nr 72