Zająłem miejsce na balkonie z rzędami usytuowanymi prostopadle do sceny. Minę miałem nietęgą. Zamiast o sztuce myślałem o dwugodzinnych katuszach z nienaturalnie wygiętą szyją i o tym, że nie mam poduszki, masażera, czy biletu na Bermudy. Jedyne co mnie mogło uratować, to scena. W poniedziałek w Teatrze Rozrywki grali spektakl "Końcówka" w reżyserii Krystiana Lupy - pisze w swoim blogu Jakub Janik.
Zająłem miejsce na balkonie z rzędami usytuowanymi prostopadle do sceny. Minę miałem nietęgą. Zamiast o sztuce myślałem o dwugodzinnych katuszach z nienaturalnie wygiętą szyją i o tym, że nie mam poduszki, masażera, czy biletu na Bermudy. Jedyne co mnie mogło uratować, to scena. W poniedziałek w Teatrze Rozrywki grali spektakl "Końcówka" w reżyserii Krystiana Lupy. Scenografia wyglądała oszałamiająco. Ściany jak w berlińskim squacie, przez okna dobijało się świtające słońce. I dogorywający starzec umieszczony profilaktycznie w niby-trumnie, czy przykuty do wózka inwalidzkiego. Nieludzkie. Krystian Lupa opowiedział historię o tym, co nas wszystkich czeka. O tym, że opiekujemy się dziećmi, a potem dzieci opiekują się nami, o próbach zwrócenia na siebie uwagi przez starców i o tym, że nawet największe cierpienia, takie jak utrata wzroku, czy amputacja kończyn, trzeba czasem obrócić w żart. - I to wszystko z lateksu! - pomyślałem nie