Do teatru, na koncerty, do opery chodzę po to, żeby mieć kontakt z żywym spektaklem i żywymi wykonawcami oraz po to, żeby wyjść z domu i nie siedzieć przed monitorem komputera. Podobnie do lasu chodzę po to, żeby mieć kontakt z żywą przyrodą, czego nie zastąpi żaden wirtualny spacer po parku przed komputerem. Dlatego, choćby artyści nie wiem jak się wytężali, to ich działalność on-line w czasie epidemii nie ma większego sensu - pisze Marcin Hałaś w Życiu Bytomskim.
W czasie zagrożenia epidemią koronawirusa artyści - aktorzy, muzycy i inni popadli w rodzaj swoistego twórczego ADHD (czyli nadpobudliwości). Postanowili udowodnić, że potrafią pracować także w przysłowiowych "czasach zarazy" i niosą tym ludziom ulgę oraz radość. Stąd pojawiły się rozmaite: spektakle teatralne, koncerty, recitale on-line. Czyli odbywane przed kamerką i transmitowane za pomocą Internetu. W takim razie w krótkich żołnierskich słowach wyjaśnię artystom w czym rzecz. Do teatru, na koncerty, do opery chodzę po to, żeby mieć kontakt z żywym spektaklem i żywymi wykonawcami oraz po to, żeby wyjść z domu i nie siedzieć przed monitorem komputera. Podobnie do lasu chodzę po to, żeby mieć kontakt z żywą przyrodą, czego nie zastąpi żaden wirtualny spacer po parku przed komputerem. Dlatego, choćby artyści nie wiem jak się wytężali, to ich działalność on-line w czasie epidemii nie ma większego sensu. Bo jak już będę chciał pos�