"Portret Doriana Graya" w reż. Michała Borczucha w TR Warszawa. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.
Można sobie tylko wyobrażać, jaką zabawę mieli aktorzy TR-u z Michałem Borczuchem. Współczesna, możliwa interpretacja powieści Wilde'a jakoś narzucała od razu charakter współczesnej elity pokazanej w ,,Portrecie Doriana Graya". Bo to ona, a nie tytułowy bohater, gra główną rolę w spektaklu twórcy ,,Wertera". Widać to już w pierwszej scenie. Henryk Wotton (Tomasz Tyndyk) i Bazyli Hollward (Sebastian Pawlak) siadają na ruchomych fotelach i przesuwają sobie wzajemnie mikrofon w dystyngowanym dialogu z pierwszego rozdziału książki. Portret Doriana, który przedstawia hrabiemu malarz, jest namalowany raczej w stylu Kandinsky'ego czy Francisa niż bliski kanonowi piękna młodego cherubinka. Z zachowania i ekstrawaganckich strojów można wywnioskować, że obaj rozmówcy to bohema swoich czasów. Wotton od razu stara się okręcić wokół palca zdezorientowanego Graya (Piotr Polak). Powoli wtajemnicza go w świat fleszy i wyuzdania elit, żyjących dla mediów