- Spotkała mnie w Ateneum przykrość, której nie umiałam przełknąć. Dlatego złożyłam wymówienie. Ale nie poszło na noże, więc rozmawiamy z paniami Cywińską oraz Łozińską i uśmiechamy się do siebie. Dogrywam tam przedstawienia. W międzyczasie Wojtek Malajkat zaproponował przejście do siebie - mówi KRYSTYNA TKACZ, która w warszawskim Teatrze Syrena śpiewa piosenki Kurta Tucholskiego.
Dlaczego zdecydowała się pani zrezygnować z pracy w Teatrze Ateneum - miejsca z renomą - i przejść do Syreny, która tę renomę buduje na nowo? Krystyna Tkacz: Spotkała mnie w Ateneum przykrość, której nie umiałam przełknąć. Dlatego złożyłam wymówienie. Ale nie poszło na noże, więc rozmawiamy z paniami Cywińską oraz Łozińską i uśmiechamy się do siebie. Dogrywam tam przedstawienia. W międzyczasie Wojtek Malajkat zaproponował przejście do siebie. A co do tej renomy... Kiedy przyjechałam do Warszawy w 1974 roku, dostałam propozycję od dyrektora Andrzeja Jareckiego do Teatru Rozmaitości, tam udanie zadebiutowałam. Ale po dwóch czy trzech sezonach zorientowałam się, jak ważny jest prestiż teatru. Rozmaitości były dużo niżej notowane w hierarchii teatrów niż Współczesny, w którym na moje wielkie szczęście się znalazłam. Inaczej oceniano pracę aktorki z takiego teatru. Wtedy dopiero narodziłam się teatralnie. Renoma teatru może pom