- Przeszedł po nas czołg, ale artyści odradzają się jak feniks z popiołu. Chodziło o to, by zniszczyć naszą ideę, miejsce, które stworzyliśmy - mówią PAP Małgorzata Szydłowska i Bartosz Szydłowski po tym, jak krakowska prokuratura oddaliła wysuwane wobec dyrektora Łaźni Nowej zarzuty o rażące nieprawidłowości w teatrze.
Polska Agencja Prasowa: Już wiadomo, że prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie "rażących nieprawidłowości w Teatrze Łaźnia Nowa". Po dwóch latach oddalono wysuwane wobec Bartosza zarzuty, takie jak m.in. wykorzystywanie służbowego samochodu do celów prywatnych, podpisanie z żoną umowy o pracę na zbyt wysoką kwotę czy korzystanie z teatralnego mieszkania. Skończyła się wojna nerwów? Bartosz Szydłowski: Dla mnie się ona jeszcze nie skończyła i pewnie jeszcze długo będę przepracowywał tę traumę. Zarzuty w stosunku do mnie w kontekście Teatru Łaźnia Nowa, który stworzyliśmy z Małgosią z takim wysiłkiem, to było wtargnięcie w naszą osobistą przestrzeń z butami. I to z intencją zniszczenia. Były wicedyrektor Łaźni, odchodząc z niej, skopiował dziesiątki dokumentów, dopisał ich interpretację i przekazał je swojemu przyjacielowi, radnemu z PiS. Razem w bardzo przemyślany sposób zbudowali taką narrację, żeby zniszczyć stworzone prz