Koronawirus pozamykał im sceny i estrady. Poodwoływał teatralne premiery, koncerty, eventy. Pozbawił publiczności i pieniędzy. Większość artystów pracujących na umowę o dzieło z dnia na dzień straciło jakiekolwiek dochody. Będący w mniejszości etatowcy błogosławią stałą pensję, choć często jest ona na poziomie najniższej krajowej - pisze Iwona Kłopocka-Marcjasz w Nowej Trybunie Opolskiej.
Głupia sprawa. Posypały mi się zęby -mówi mi w zaufaniu opolski aktor.-Najpierw martwiłem się, bo mój dentysta ze strachu przed koroną zamknął gabinet. Po kilku dniach pomyślałem, że to i tak bez znaczenia, bo przecież nie wydam teraz kilkunastu tysięcy na remont uzębienia, gdy zostałem z gołą pensją, a na karku mam jeszcze kredyt. Leszkowi Malcowi z Teatru Kochanowskiego posypał się cały poukładany dotąd świat. Teatr nie gra, remont Domu Aktora, gdzie od lat mieszka z żoną Beatą, także aktorką Kochanowskiego, zmusił ich do spakowania całego dobytku i przeprowadzki. Chwilowo wrócił do rodzinnego domu na Mazury, gdzie kilka dni temu pochował Mamę. - Etat w teatrze jest w tej sytuacji błogosławieństwem. Choć to grosze, ale pozwalają przynajmniej popłacić rachunki. Mam kolegów, którzy od marca nie mają już stałych dochodów i w desperacji szukają jakiegokolwiek zajęcia. Niestety cała branża artystyczna funkcjonuje na zasadzie - ile z