Artur Marya Swinarski do późnych lat 50. był obiektem niezliczonych anegdot, jego książki błyskawicznie znikały z księgarni, a na spotkaniach autorskich miał tłumy czytelników. Tym smutniejsze wydają się dzieje jego literackiego i życiowego schyłku - pisze Jerzy Korczak w Dekadzie Literackiej.
Z ulicy Wenecja do Sukiennic prowadził mnie Artur i Ronard a to nie takie proste, gdy jest tyle kamienic i gdy noc zielona-szalona. K. I. Gałczyński Pisarz jest mądrzejszy niż to, co mówi, ale głupszy niż to, co pisze - stwierdzał w jednym ze swoich niezliczonych kalamburów Artur Marya Swinarski. Ten wybitny satyryk i płodny dramaturg zaludnia dziś wielką krainę cieni, w której tłoczą się zapomniani twórcy. A przecież do późnych lat 50. był obiektem niezliczonych anegdot, jego książki błyskawicznie znikały z księgarni, a na spotkaniach autorskich miał tłumy czytelników. Tym smutniejsze wydają się dzieje jego literackiego i życiowego schyłku. Debiutował jako osiemnastolatek w poznańskim "Zdroju" u braci Hulewiczów. I był to debiut podwójny. Najpierw jako grafik. Posłał do redakcji "Zdroju" parę drzeworytów i czekając na odpowiedź, marzył, że odniesie w tej dziedzinie wielkie sukcesy, że redakcja natychmiast poprosi o dalszą