- Im poważniej grają aktorzy, tym wszystko jest śmieszniejsze. Zabawny ma być kontekst, a nie sposób gry. W komedii nie można się wygłupiać, bo wtedy nie jest komedią, tylko szmirą - mówi aktor Teatru Ateneum w Warszawie.
Kiedyś z powodu pochodzenia czuł się gorszy. Był też bardzo nieśmiały wobec kobiet. Kiedy poczuł się prawdziwym mężczyzną? I jak zyskał pewność siebie? To zdradził tylko SHOW. Kiedy postanowił pan, że zostanie aktorem? - Bardzo wcześnie. Już jako małe dziecko czułem, że posiadam jakiś dar, który sprawia, że potrafię wcielać się w różne role. Pamiętam, że kiedy byłem małym chłopcem, a zawsze byłem małym chłopcem (śmiech), to wchodząc na scenę byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Byłem solistą w chórze, recytowałem wiersze. Nie interesowało mnie nawet z jakiej okazji, ważne było, że mogę wystąpić. Na scenie nie byłem małym, szarym człowieczkiem w tłumie uczniów, tylko kimś ważnym. Czułem, że coś znaczę. Kiedy mówiłem wiersz i robiłem pauzę, na sali panowała śmiertelna cisza. Miałem wtedy wrażenie, że unoszę się dwa centymetry nad ziemią. A potem kończyłem wiersz i cała szkoła biła mi braw