Nie ma w wystawionym w Teatrze im. J. Słowackiego "Arszeniku i starych koronkach" żadnych postdramatycznych uwspółcześnień, żadnego publicystycznego zawracania Wisły kijem, żadnych prowokacji, eksperymentów i odświeżanej awangardy. Słowem niczego, co widzowi psułoby pobyt w teatrze - pisze Wacław Krupiński wfelietonie Kulturałki.
Żart zawsze towarzyszył tyranom. Putin żąda od wróżki, by mu przepowiedziała przyszłość. "Widzę, że jedziesz odkrytym, długim samochodem, a wokół samochodu setki tysięcy Ukraińców i Rosjan". Putin się uśmiecha. A ona mówi dalej: "Widzę, że ludzie stoją z flagami, krzyczą radośnie i mają szczęśliwe twarze". - Kochają mnie... - chełpi się Putin i pyta: A czy ściskam im ręce? Na co wróżka: "Nie. Trumna jest zamknięta". Tak zawsze było. Oto Hitler słyszy od żydowskiego krawca, gdy ten wziął już miarę, że materiału wystarczy na trzy garnitury. "Jak to - zdziwił się Führer - inni krawcy szyli z takiego kawałka raptem jeden, i to bez kamizelki". I słyszy: "U nich był pan wielki, u mnie - bardzo mały". Postać z morderczym wąsem pojawia się i w inscenizacji czarnej komedii "Arszenik i stare koronki" (napisanej przez Josepha Otto Kesselringa w roku, gdy II Apokalipsa zaczynała ogarniać świat), którą przygotował Krzysztof