"Panny z Wilka" w reż. Krzysztofa Rekowskiego w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Andrzej Górny w Czasie Kultury.
Sytuacja wyjściowa jest jasna: Wiktor Ruben (Michał Kaleta) wraca do miejsca, w którym był przed 15 laty. Zapala papierosa, trochę jak człowiek skupiony i zarazem nieobecny, i przysiada na proscenium. Za nim w głębi sceny jeszcze przesłonięte, bo tylu latami oddalone, wnętrze dworku, do którego wraca - także pamięcią wybiegając do tamtego czasu. Jest z nami, widzami, sam na sam na wyciągnięcie ręki, jednak wewnątrz siebie zawieszony jak na krawędzi. Tak jak on jest pełen pytania wobec siebie, którego granic zdaje się nie ogarniać, tak postać jego nieżyjącego przyjaciela lat młodości Jurka (Paweł Siwiak) natrętnie, niczym chimera, domaga się czegoś więcej niż miejsca, jakie ma w pamięci Wiktora. Dopomina się o swoje, możliwe jeszcze w jego sytuacji, istnienie. Bo duchowe poruszenie Wiktora grozi rozpadem tego, co przez lata jakoś się poukładało i pamięć o Jurku egzystowała na specjalnych prawach. Teraz jednak niczego nie da się już zatrz