Kołodziej, legenda polskiej scenografii, wspomina krakowskie czasy. Dla Teatru Rapsodycznego robił scenografię do "Legend złotych i błękitnych" Słowackiego, Wojtyła recenzował ją pod pseudonimem Jawień - pisze Piotr Adamowicz.
Marian Kołodziej [na zdjęciu], twórca pamiętnego ołtarza-arki na Zaspie słyszy donośny dźwięk dzwonów. Myśli o tym, który właśnie odszedł, ale sam ciężko schorowany, nie ma już sił, żeby z setkami gdańszczan pójść na modlitwę do bazyliki Mariackiej - pisze Piotr Adamowicz. W sobotnią noc [2 kwietnia] scenograf Marian Kołodziej i jego żona Halina Słojewska czuwają przed telewizorem. Z drugiego pokoju dobiega dźwięk radia. W końcu przychodzi najsmutniejsza wiadomość. Kołodziej czuje wtedy ulgę. - On przeżył piekło na ziemi - wyjaśnia gdański aktor Igor Michalski. Ludzie teatru w Gdańsku wiedzą, że 84-letni dziś Marian Kołodziej trafił z pierwszym transportem do Oświęcimia. Że przez 16 miesięcy przygotowywał się w celi śmierci do własnego zgonu. Wycieńczony, schudł do 36 kilogramów. O takich jak on w obozie mówiono "muzułmanie". Skazani na męczarnie i niełatwą śmierć. Ściszonym, ale dobitnym głosem Kołodziej opowi