"Czerwony Kapturek" w reż. Adama Frontczaka w Operze Wrocławskiej. Pisze Katarzyna Wachowiak w Polsce Gazecie Wrocławskiej.
"Czerwony Kapturek" Jiriego Pauera to pierwsza opera specjalnie dla dzieci wystawiona we Wrocławiu. Po raz pierwszy najmłodszej publiczności pokazano ją wczoraj. Czy warto się na nią wybrać z maluchem? Na pewno, jeśli zależy nam, by zetknął się z czymś więcej niż tylko kreskówki. Od pierwszych scen wiadomo, że nic nie będzie tu wyłożone jak kawa na ławę. Mimo że "Czerwony Kapturek" trwa niecałą godzinę, jest pełnoprawną operą. Bez tekstu - wyłącznie arie. A wiadomo, jak to ze śpiewem operowym - nie wszystko zrozumiemy. Więcej trzeba doczytać z muzyki, ruchów, nastroju. Ale nie akcja jest tu najważniejsza - bardziej istotna jest uroda poszczególnych scen. A scenografia i kostiumy przygotowane przez Małgorzatę Słoniowską to mistrzostwo świata. Kolory, efekty specjalne (kominek strzela snopem iskier, które migocząc opadają na domek), pomysły na stroje (tancerz przebrany za krzesło ma złocone fikuśne buty, takie same jak nogi kr