"Trans-Atlantyk" w reż. Mikołaja Grabowskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku, dodatku Kultura.
Nie dziwią mnie powroty Mikołaja Grabowskiego do "Trans-Atlantyku". Bo to ciągle jest klucz do naszej rozchwianej polskości i niepełnej cudzoziemskości. W nim Grabowski-artysta, Polak i prowincjusz istnieje najpełniej. Tym razem Grabowski w krakowskim Narodowym Starym Teatrze z premedytacją pomija wszystkie przypisy do tego tekstu, analizy, komentarze, konteksty, nie wyciąga jak dawniej ostatecznych konsekwencji z rozbuchanego Gombrowiczowskiego języka, tylko zwyczajnie opowiada opisane w "Trans-Atlantyku" zdarzenie. Prosto, klarownie i po kolei. Jakby właśnie w tym zdarzeniu kryła się tajemnica książki Gombrowicza. W poprzednich wersjach adaptacji Grabowskiego argentyńska przygoda, obrazoburczy fantazmat o narodzie cynicznie wymykały się logice, zdarzenia wylewały z narratora-fanfarona. Teraz Grabowski patrzy na bohaterów i nie widzi już absurdalnego wiru, szaleństwa ludzi pijanych Polską. Sceniczny świat jest zdumiewająco statyczny - wydaje się, że nic