JAKIE to szczęście, że poza Warszawskimi Spotkaniami Teatralnymi są jeszcze inne drogi teatrów pozawarszawskich do naszego widza. I że czasem przez kordon niemożliwości (finanse, finanse!) przeciśnie się jedno, drugie przedstawienie godne uwagi. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Rydlowa szopka w wydaniu krakowskim na takie zainteresowanie ze wszech miar zasługuje. Raz dla samego tekstu, dziś prawie zapomnianego. Dwa dla inscenizacji, dźwięczącej niekłamanie swojska nutą. To, co umyślił sobie Rydel na początku stulecia, nabiera dziś żywych rumieńców. Nie może być inaczej, bo nie zestarzał się pomysł szopki, ożywionej polskimi tradycjami i własną historią narodu. Przedstawianie prowadzona jest wprawną ręką reżysera, który każe postaciom zachować reguły gry z szopki ludowej, z jaką kolędnicy chadzali po wsiach. Są tu także. Otwierają i kończą spektakl, toczący się za wrotami chłopskiej stajni. Kiedy otworzą drzwi, plan sceny u�
Tytuł oryginalny
Arcypolskie Betlejem
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny nr 46