"Gra na zwłokę" w reż. Lecha Raczaka w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku.
Nieprawdopodobnie trudna sprawa - przenieść na teatralną scenę polską powieść, której tematem jest smutna szarość PRL-owskiej codzienności, beznadziejna magma komunizmu. Nie udało się kiedyś i w kinie, i w teatrze z "Małą apokalipsą" Tadeusza Konwickiego. Nie udało teraz z "Grą na zwłokę" Janusza Andermana. Zrealizowany w warszawskim Teatrze Studio spektakl w reżyserii Lecha Raczaka na podstawie tej książki jest klapą tak spektakularną, że może na długo zniechęcić innych twórców do tego rodzaju przedsięwzięć. Dla tych wszystkich, którzy literackiego oryginału nie znają, rzecz będzie kompletnie nieczytelna. Bohater (Janusz Stolarski z miną umęczonego jamnika) snuje się w nieskończoność po szarej, ohydnej, wybrzuszonej scenie. Na swej długiej drodze spotyka co i rusz najprzeróżniejsze indywidua. A choć sam pozbawiony jest jakichkolwiek właściwości, indywidua owe portretowane są z przenikliwością właściwą przaśnej komedii. To