Mocno współczesna, pełna politycznych i kulturowych odniesień inscenizacja "Borysa Godunowa" w reżyserii Mariusza Trelińskiego podbiła Litwinów. Piątkową premierę przedstawienia publiczność nagrodziła gromkimi owacjami. - To jedno z najodważniejszych przedstawień, jakie widziała ta scena - deklarował w kuluarach dyrektor Opery Wileńskiej Gintautas Kevisas - pisze Adrianna Ginał w Dzienniku.
Rzeczywiście, pierwsza po dwóch latach od wystawienia "La Boheme" w Warszawie produkcja Mariusza Trelińskiego to nowoczesne widowisko operowe w pełnym tego słowa znaczeniu. Największe wrażenie robi scena koronacji Borysa Godunowa przywołująca na myśl zwycięskie manifestacje pod kremlowskimi trybunami. Car jest ubrany w długi biały płaszcz, otoczony umundurowaną na biało świtą i sznurem dziewczynek w białych podkolanówkach tańczących z szarfami. Sypią się kwiaty, telewizja na żywo przekazuje relację na wielki ekran nad głowami zgromadzonych. Jednak ta powszechna radość ma w sobie coś niepokojącego. Sumienie Godunowa nie jest tak czyste jak biel tej sceny. Swą wyrafinowaną inscenizację Treliński świadomie przeciwstawia imperialnej, złoto-purpurowej tradycji wystawiania "Godunowa". Rezygnuje też z tzw. aktu polskiego i wątku Maryny Mniszech, by skoncentrować się na politycznej grze, która w finale przenosi się do telewizyjnego studia. Ta scena b