Zapadła wreszcie decyzja: w krakowskim Teatrze Starym mianowano dyrektora. Po blisko roku hamletycznych wahań, odkąd podał się do dymisji Zygmunt Hubner. Za jego sześcioletniej dyrekcji Stary wszedł do krajowej czołówki: repertuarowa, reżysersko, aktorsko. "Nieboska", "Woyzeck", "Fantazy" i "Pokojówki" (Swinarski), "Matka", "Tango", "Moja córeczka" i "Trzy siostry" (Jarocki), "Mizantrop" i "Poskromienie złośnicy" (sam Hubner), "Łaźnia", "Nowe wyzwolenie" i "Oni" (Szajna) - były to teatralne wydarzenia, nadal pamiętne. A jak wiadomo, za dobrą robotę płaci się w końcu z własnej kieszeni; złą jedynie traktujemy wyrozumiale.
OD roku pozostawał nam tylko prywatny totolotek na temat tej świetnej sceny, puszczonej samopas. Rozsypie się, czy nie? Dziecko nawet rozumie, co dla pracy teatru znaczy atmosfera. Aktorzy zaczęli się rozglądać za zatrudnieniem, parę osób pochwyciły inne teatry, czatujące jak sępy - zresztą słusznie z ich punktu widzenia. Męska decyzja czynników administracyjnych, które zdołały jednak uzgodnić dyrektorską nominację, przyszła w ostatniej już chwili. Stary Teatr przetrzymał kryzys. Przetrzymał nerwowe posunięcia, rozbijające robotę, przetrzymał cudzą lekkomyślność i nieudolność. Lecz, jak zwykle, ślusarz zawinił, a kowala wieszają. Nie zdziwiłem się zbytnio - pisze e.a. w "Teatrze" - usłyszawszy, że winą w upadku (miejmy nadzieję, że chwilowym) jednego z najlepszych teatrów w kraju ponoszą reżyserzy. Stworzyli teatr, który rozległością wpływów i formatem przerósł ramy Krakowa, stworzyli inscenizacje, które w nowym świetle ukazu