Jonasz Kofta znowu krzyczy, śmieszy, marzy
W rozmaitych miejscach - na własnej scence warszawskiego Teatru Na Woli zwanej Białą Lokomotywą, w poznańskim Nowym, w sopockim Atelier - Jerzy Satanowski uprawia teatr piosenki. Oszczędny, nienatrętny, niekiedy nieróżniący się od estradowego koncertu. Ale takiego, na którym wykonawcy rozumieją, o czym śpiewają. Pozwala to kultywować formy widowiskowe, których i scena, i zdominowana przez młodzieżowe rytmy estrada pozbyła się ze szczętem - miniatury liryczne, żart. W sopockim programie wywiedzionym z twórczości Jonasza Korty dochodzi jeszcze gniewna gorycz, artystowska niezgoda na tandetny, skłamany i piaski świat. Czasem schowana pod komediową kreacją, jak w wykrzyczanym potężnym altem przez Stanisławę Celińską monologu sprzątaczki "Jak one, te ludzie, brudzo". Czasami ewokowana wprost, jak w "Szarym poemacie", wściekłym proteście przeciw schamieniu i miernotom, z refrenem: "Niektórzy piją, by zapomnieć, ja piję, żeby zapamiętać". Jan Jang